Październikowe mgliste poranki, coraz ciemniejsze wieczory i pomarańczowe dynie na gankach wyraźnie sugerują, że Halloween zbliża się coraz większymi krokami. Jednak ostatni dzień października to nie tylko czas przebieranek i horrorów klasy B. To także doskonały moment, aby zanurzyć się w mroczny klimat, sięgnąć do pokładów naszej kreatywności i stworzyć historię z dreszczykiem, która sprawi, że dostaniemy gęsiej skórki na dłużej!
W ubiegłym roku właśnie w tym czasie zamiast oglądać kiepskie horrory na Netflixie, popełniłam krótką opowieść inspirowaną wspomnieniem z mojego dzieciństwa. Zaczyna się niewinnie, ale szybko nabiera niepokojącego tonu. Zresztą przekonajcie się sami:
Już zmierzchało. Mogłam mieć wtedy nie więcej niż siedem, może osiem lat. Siedziałam na wysokim łóżku pamiętającym czasy, o jakich długo nie przyjdzie mi się jeszcze uczyć na lekcjach historii. Mebel byt tak wysoki, że aby na niego wejść trzeba było pomagać sobie rękami. (Łatwiej było po prostu na niego wskoczyć, ale na to nie pozwalali mi rodzice z obawy przed zarwaniem go.) Na łóżku zawsze leżała ręcznie robiona narzuta. Przypominała patchwork – całość zrobiona była z różnokolorowych kwadratów w przeróżne wzory. Nie wiem kto ją uszył, ale pamiętam, że zawsze tam była.
Łóżko pozbawione było wszelkich drewnianych wykończeń i wezgłowia. Upadek z niego groził zatem poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi, szczególnie dla tak młodych osób jak ja i moja siostra. Dlatego latem zajmowali je nasi rodzice, podczas gdy my z siostrą spałyśmy na materacu rozłożonym specjalnie dla nas na podłodze.
Zazwyczaj w ciągu dnia łóżko okupowała jego stała bywalczyni – celuloidowa lalka, jedna z niewielu zachowanych pamiątek z czasów dzieciństwa mojej cioci. Nie przypominała ona słodkich bobasów, którymi bawiłyśmy się z siostrą. Ubrana była w elegancką sukienkę i takie same buciki. Na głowie nie miała niesfornych loków, ale idealnie ułożoną krótką fryzurkę. Najdziwniejsza była jednak jej twarz – brakowało na niej uśmiechu. Zamiast niego były mocno zaciśnięte wąskie usta o intensywnie czerwonej barwie – zupełnie, jakby ktoś przed chwilą pociągnął je czerwoną szminką. Nad nimi znajdował się niewielki nosek, w niczym nieprzypominający dziecięcych nosków. Najgorsze jednak z całej twarzy były jej oczy. Zawsze szeroko otwarte, nie zamykały się nawet wtedy, kiedy układałyśmy z siostrą lalkę na wznak, dając jej wyraźny sygnał, że czas już spać. Byłyśmy przyzwyczajone do naszych lalek, których powieki opuszczały się, kiedy lalka zmieniała pozycję na leżącą. Ta jednak była inna. Nawet leżąc patrzyła na nas swoimi błękitnymi oczami, zdając się śledzić każdy nasz ruch w tym pokoju.
Jednak tamtego wieczoru, kiedy odwiedzałyśmy ciocię na dzień przed Wszystkimi Świętymi, lalki nie było. Pokój z wysokim łóżkiem tonął w mroku. Jedynym źródłem światła była ciemna żarówka, ukryta pod materiałowym kloszem lampy. Doskonale pamiętam cienie na ścianie, rzucane przez rośliny umiejscowione na wysokim kwietniku znajdującym się w centralnej części pokoju. Ich powiększone odbicia potęgowały mroczną atmosferę pomieszczenia.
– Chcę Ci coś powiedzieć – powiedziała A., moja starsza kuzynka, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi. Usiadła obok mnie na wysokim łóżku, gotowa podzielić się ze mną opowieścią, która miała zostać ze mną już na zawsze.
Opowiadałam ją później wiele razy: moim dzieciom i ich dzieciom. W moich ustach i bez atmosfery tamtego miejsca nigdy nie brzmiała jednak tak przekonywująco i przerażająco jak tamtego dnia, wieczór przed Dniem Wszystkich Świętych, kiedy miałam osiem lat i z coraz większym przerażeniem słuchałam opowiadanej mi przez A. historii. Z początku bezskutecznie próbowałam znaleźć jakieś połączenie między brakiem ciocinej lalki a opowiadaną mi historią. Jednak im dalej A. zagłębiała się w opowiadaną historię, tym wyraźniej przeczuwałam, co stało się z lalką. Na końcu miałam już tylko nadzieję nigdy ponownie się na nią nie natknąć…
No właśnie: co stało się z tajemniczą lalką? Jaką historię opowiedziała mi A.? I dlaczego później nie szukałam ciocinej lalki?
Nie posiadam jedynego klucza do rozwiązania tej zagadki. Równie dobrze to Ty możesz spróbować dokończyć tę opowieść. Opcji jest kilka. Możesz:
- napisać dalszy ciąg historii, w której wyjaśnisz, gdzie podziała się ciocina lalka,
- opowiedzieć tę historię z perspektywy lalki (mam gęsią skórkę już na samą myśl o tym),
- przenieść akcję do innego czasu lub miejsca, które będą bliższe Twoim doświadczeniom,
- zmienić gatunek — jeśli horror to dla Ciebie za dużo (szczególnie teraz, w Halloween), może zechcesz opowiedzieć wzruszającą historię tajemniczej lalki jako rodzinnej pamiątki?
A jeśli jesteś nauczycielem języka angielskiego, spróbuj poczęstować tą historią swoich uczniów (oczywiście w jej anglojęzycznej wersji i po upewnieniu się, że mają mocne nerwy :)). Następnie zgaś światło, zaciągnij zasłony, zapal świece i poproś uczniów o podzielenie się ich historiami.
Ciekawa jestem historii Waszych i Waszych uczniów! Chyba już Wam zazdroszczę!
P.S. 1. Mam nadzieję, że po przeczytaniu mojej historii nie będziecie widzieć wszędzie czyhających na Wasze życie lalek, które widziałam ja, kiedy jako kilkulatka obejrzałam po raz pierwszy „Laleczkę Chucky” 🙂 Zresztą nie zgadniecie z kim – właśnie z A. 🙂
P.S. 2. A jeżeli szukacie więcej inspiracji do stworzenia strasznych halloweenowych historii, zajrzyjcie tutaj.

