Nigdzie nie czuję się lepiej niż w lesie. Potrzebuję kontaktu z naturą. Kiedy wchodzę do lasu mam wrażenie, że jestem w zupełnie innym świecie. Początkowo wydaje mi się, że otacza mnie cisza. Że jestem sama. Jednak z każdym kolejnym krokiem zdaję sobie sprawę z tego, że tak nie jest. Zaczynam zwracać uwagę na szczegóły. Słyszę szelest liści, ruch gałęzi, kiedy jedna ociera o drugą. Co jakiś czas moją twarz omiecie delikatna pajęczyna, niewidoczna, ale doskonale wyczuwalna na wrażliwej skórze twarzy. Zdejmuję ją dłonią, ale zaraz ocieram twarz ponownie, tym razem z kropelek porannej rosy, które trzymają się jeszcze dzielnie na liściach atakujących mnie z obu stron krzewów. Zanurzam się w tą leśną krainę z wdzięcznością, że mogę tu być.
Kiedy później siedzę z kubkiem ciepłego rumianku i zaczynam pisać w dzienniku, te wszystkie szczegóły wracają. Czuję się niemal tak, jakbym właśnie była w lesie i widziała, słyszała i czuła to wszystko, czego doświadczyłam podczas mojej ostatniej tam wizyty. Zaczynam pisać…
(fragment mojego dziennikowego wpisu z czerwca)
Podobno to maj jest zielony. Jednak podczas mojej ostatniej wizyty w lesie, można by nawet rzec, że kąpieli leśnej, ze względu na deszcz, który padał chwilę wcześniej, okazało się, że czerwiec bije maj na głowę! Nie mogłam poznać tak dobrze znanych sobie ścieżek. One nie tylko zazieleniły się do granic możliwości. Niektóre z nich prawie w ogóle przestały istnieć! Łapałam się na tym, że sprawdzam czy na pewno skręciłam we właściwą alejkę. Aby ją przejść, należało przeciskać się pomiędzy odrodzonymi na wiosnę gałęziami drzew, które nie tylko skutecznie zasłaniały widok na biegnącą dalej ścieżkę, ale przede wszystkim utrudniały jej pokonanie. Każde poruszenie gałęzi, każda próba ich odchylenia, kończyła się delikatnym prysznicem. Tamtego dnia las zdawał się odrodzić w innej, dzikszej postaci. Nie odpychał. Nadal był to las przyjazny. Ale zdziczał, czym wyraźnie mnie zaskoczył.
Przeglądając swoje dziennikowe zapiski zorientowałam się, że w większości są one poświęcone właśnie naturze, a dokładniej moim spacerom po lesie, przejażdżkom rowerowym po okolicznych miejscowościach, wakacyjnym przebieżkom po nadmorskich sosnowych lasach czy górskich dolinach. Uświadomiłam sobie, że nie muszę wcale być w danym miejscu, aby je poczuć. Wystarczy, że przeniosę się do niego mentalnie, za pomocą pióra i kartki. Po takiej kilkunastominutowej wolnopisaniowej sesji czuję się tak, jakbym właśnie z niego wróciła.
Tymczasem żyjemy w świecie, który jest coraz bardziej deficytowy w przyrodę, a raczej nasz kontakt z nią. Całymi dniami zamiast się ruszać siedzimy z nosami w ekranach naszych smartfonów, tabletów i laptopów, które nierzadko towarzyszą nam także w czasie wolnym. To zjawisko zyskało już nawet swoją nazwę, a mianowicie zespół deficytu natury. Opisał go w swojej książce „Ostatnie dziecko lasu” Richard Louv, amerykański dziennikarz i pisarz. Zespół deficytu natury zaobserwował szczególnie wśród dzieci, u których powiązał z nim objawy takie jak: trudności z koncentracją, nadpobudliwość, zanik sprawności fizycznej, choroby cywilizacyjne (otyłość, cukrzyca, itp.) a także krótkowzroczność.
Dlatego szczególnie teraz powinniśmy z całych sił starać się włączać naturę w nasze codzienne życie. I coś faktycznie zaczyna się dziać w tym kierunku. Coraz bardziej popularne stają się leśne kąpiele (shinrin-yoku). Powstają leśne przedszkola i szkoły, gdzie dzieci coraz więcej czasu spędzają na świeżym powietrzu. Ale to wszystko zdaje się tylko kroplą w morzu potrzeb. A przecież spacer do parku jest na wyciągnięcie ręki. Również dla nauczyciela akademickiego i jego studentów.
Jak to się wszystko zaczęło?
Moje spacery ze studentami zaczęły się w październiku trzy lata temu, zaraz po tym, jak w trakcie wizyty w bibliotece natknęłam się na książkę Bonnie Smith Whitehouse „Pieszo i beztrosko. O sztuce spacerowania”. To była miłość od pierwszego wejrzenia! Zachwyciłam się zarówno wnętrzem jak i zewnętrzem tej poręcznej publikacji – niewielka książeczka, z piękną materiałową okładką i tym rodzajem grafiki, który uwielbiam. A jak zobaczyłam, że książeczkę stworzyła profesorka języka angielskiego, która prowadzi na uczelni kursy pisania kreatywnego, przepadłam! Od razu pomyślałam, że przecież ja też tak mogę. Nie muszę każdych zajęć prowadzić w sali. Pisać można wszędzie, zarówno siedząc w ławce w szkole jak i na ławce w parku.
Zaryzykowałam. Przygotowałam kilka zadań dla studentów do wykonania na spacerze. Poinformowałam ich, że na kolejnych zajęciach spotykamy się nie w przypisanej nam sali, ale przed budynkiem uczelni. Poprosiłam, aby wzięli ze sobą swoje dzienniki, coś do pisania, wygodne buty oraz pozytywne nastawienie. Pamiętam, że kiedy ich zobaczyłam czekających na mnie przed budynkiem uczelni, dostrzegłam konsternację w ich oczach. Nie byli pewni, czy mnie dobrze zrozumieli. W końcu rozpoczynają studia, przed nimi otwiera się dorosłe życie a tutaj ktoś zabiera ich na spacer! Ich niepewność trwała jednak do momentu, kiedy w parku zobaczyli wylosowane przez siebie zadanie i zaczęli pisać. Wtedy już nie mieli pytań. A nie, przepraszam, było jedno pytanie, które powracało przez cały semestr: Kiedy kolejny spacer? 🙂
Dlaczego idziemy na spacer, czyli o zaletach naszych pisaniowych spacerów
Zapewne większość z Was pomyśli, że mówiąc o spacerach mam na myśli wspólne przemierzanie pobliskiej okolicy. Od razu chcę zaznaczyć, że moje wspólne spacery ze studentami rozumiem nieco inaczej, bo jako bycie wśród natury. Chodzi mi o wyjście z budynku, z centrum miasta. O ucieczkę od ekranów. O powrót do odręcznego pisania. O uważność. O skupienie się na szczegółach. Dziś nie napiszę zatem o zaletach spacerowania jako czynności fizycznej. (Choć tych jest całe mnóstwo!) Chcę się skupić bardziej na otoczeniu niż na samej czynności chodzenia (bo moi studenci raczej od razu siadają z zadaniem niż spacerują rozmyślając o nim).
Powróćmy jednak do pytania, które postawiłam na początku, czyli dlaczego w ogóle idziemy na spacer. Zauważyłam, że zajęcia na spacerze pomagają:
zbudować relację student-nauczyciel (i student-pisanie)
Pisanie kreatywne prowadzę ze studentami pierwszego roku. Wszyscy są nowi – zarówno ja dla nich, oni dla mnie a oni sami dla siebie. Nikt się nie zna. Ale zauważyłam, że ten nasz wspólny spacer pozwala przełamać pierwsze lody. Początkowe zaskoczenie wyjściem na spacer powoli przechodzi w uświadomienie sobie, że: 1) zajęcia z pisania mogą wcale nie być takie straszne: studenci mogą pisać o czym chcą tak długo, jak jest to związane z otrzymanym zadaniem, nie muszą pisać trzymając się sztywnych wytycznych, mają wolną rękę co do podejmowanych przez siebie tematów, mają skupiać się przede wszystkim na tym, co chcą przekazać a nie na poprawności językowej; 2) być może wcale nie jestem taka straszna (na co wskazywałoby to, że prowadzę zajęcia z pisania): w końcu zabrałam ich z uczelni, przygotowałam dla nich ciekawe ćwiczenia, nie wytykam im błędów, śmieję się razem z nimi; 3) samo pisanie może być przyjemne (a przynajmniej nie tak straszne jak je sobie wyobrażali). Sam spacer do parku daje mi czas na porozmawianie ze studentami o codziennych sprawach, na które zazwyczaj nie ma czasu: jak im się studiuje? Czy zdążyli już zadomowić się w Łodzi? Czasem to oni mają do mnie pytania, najczęściej natury organizacyjnej. Natomiast w parku, kiedy już pracują nad swoimi tekstami, mam możliwość podejść do nich, zapytać jak im idzie, czy nie potrzebują pomocy. A podczas wspólnego czytania stworzonych w parku tekstów studenci mają okazję lepiej się poznać. Ja z kolei szybko orientuję się jaki poziom językowy reprezentują moi pisarze bez konieczności przeprowadzania żadnego testu!
zredukować stres poprzez bliskość natury
Przebywanie na łonie natury pozwala nam się zregenerować. Tutaj, w przeciwieństwie do przestrzeni miejskiej, liczba bodźców oraz czyhających na nas zagrożeń jest ograniczona. Dlatego mówi się, że czas spędzony blisko natury stanowi antidotum na stres: obniża ciśnienie krwi i poziom hormonów stresu, zmniejsza pobudzenie układu nerwowego, poprawia funkcjonowanie układu odpornościowego, zwiększa samoocenę, zmniejsza lęk i poprawia nastrój. Otaczające nas dźwięki, tak inne od tych słyszanych w centrum miasta, mają na nas kojący wpływ. Te chwile wytchnienia są nam niezbędne. Jest to szczególnie istotne w przypadku studentów zaocznych, którzy całe weekendy spędzają w salach zajęciowych. Wyjście na świeże powietrze pozwala im przewietrzyć umysł, zregenerować siły, zrelaksować się, rozchodzić i z nową energią podejść do czekających ich wyzwań. I do pisania naturalnie!
odejść od technologii
Jedną z niekwestionowanych zalet pisaniowych spacerów jest zanurzenie się w naturę, z dala od walczących na każdym kroku o naszą uwagę technologii. Na co dzień nieustannie coś zabiega o naszą uwagę: co chwila nasz smartfon pika informując nas o nadejściu kolejnej wiadomości; powiadomienia o najnowszych informacjach same wskakują na nasze ekrany budząc je z uśpienia a nas skutecznie dekoncentrując. Tymczasem idąc do parku pozwalamy naszemu umysłowi odpocząć. Telefon chowamy głęboko do plecaka, wyjmujemy natomiast notatnik i długopis, aby łapać i notować kolejne spotykane na naszej drodze zachwyty. Odpoczywa także nasz wzrok, który zamiast w ekran smartfona patrzy wysoko na korony drzew, daleko na lądujące na stawie kaczki, i bardzo nisko, na przechodzącego właśnie obok naszych stóp żuka, którego czarny pancerz połyskuje w ciepłym wrześniowym słońcu. To miód na nasz przebodźcowany umysł. Udowodnili to Rachel i Stephen Kaplanowie, autorzy teorii przywracania uwagi (z ang. Attention restoration theory (ART). Dowiedli oni, że człowiek może znaleźć ukojenie w naturze po okresie wymagającym dużego skupienia uwagi. Inaczej mówiąc, interakcja ze środowiskiem bogatym w bodźce z natury fascynujące, takie jak zachody słońca czy chmury płynące po niebie, aktywują uwagę mimowolną, umożliwiając mechanizmom uwagi dowolnej (kierowanej) zregenerować się. To z kolei prowadzi do znacznie bardziej zrelaksowanego ciała i umysłu, niezbędnego w procesie pisania.
zapewnić moment refleksji i przygotować studentów do pisania dziennika
Wyjście na spacer do parku zapewnia moim studentom coś jeszcze: moment na refleksję. Czasem wylosowane zadania zabierają ich do czasów dzieciństwa. Czasem studenci z uważnością przyglądają się otaczającemu ich krajobrazowi i starają się odnaleźć w nim siebie. Zdarza im się też przenieść w przyszłość, wyobrazić sobie jak będzie wyglądało to miejsce za kilka lat i gdzie oni wtedy będą. To wszystko ma na celu pomóc im choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, co ich na co dzień zajmuje. Skupić na tu i teraz. Docenić chwilę obecną. Uświadomić sobie, że inspiracja czeka na nas wszędzie, także tutaj, w parku. Zawsze liczę na to, że wizyta w parku będzie doskonałą podpowiedzią i wstępem do prowadzenia dziennika. Czasem wcale nie trzeba szukać tematu, bo często to on sam znajduje nas, na przykład podczas spaceru po parku.
zrozumieć, że pisanie może być przyjemne
Ale tego chyba nie muszę tłumaczyć! 🙂
Jak wyglądają zajęcia na spacerze?
Spotykamy się przed budynkiem uczelni i wspólnie wyruszamy na spacer do pobliskiego parku. (Jest to jeden a najstarszych i najpiękniejszych parków w Łodzi.) Zajmuje nam to około 10 minut. W parku znajdujemy zaciszną ławeczkę. Tam tłumaczę studentom jakie zadanie ich czeka. Każdy student losuje swoje spacerowe zadanie. Kiedy upewnię się, że wszystko jest jasne, studenci rozchodzą się po parku, wybierając najbardziej odpowiadające im w nim miejsce. Niektórzy kierują się w stronę placu zabaw; inni wybierają tajemniczą grotę; jeszcze inni rozkładają swoje notatniki na stolikach szachowych, gdzie zamiast rozegrać partię szachów tworzą swoje refleksyjne wpisy. Mają na to 45 minut.
W trakcie tego czasu spaceruję po parku. Podchodzę do spotykanych po drodze studentów i pytam o czym piszą i jak im idzie. Traktuję to również jako możliwość nawiązania relacji ze studentami, których jeszcze nie znam, a z którymi spędzę cały rok. Oni z kolei mogą się przekonać, że nasze zajęcia z pisania wcale nie muszą okazać się dla nich traumatycznym przeżyciem a wręcz mogą być przyjemne.
Spotykamy się ponownie całą grupą po 45 minutach na ławeczce, na której zaczęliśmy nasze spotkanie. Pytam studentów jak podobało im się to zadanie i jak sobie z nim poradzili. Zawsze zapraszam studentów do podzielenia się z nami tym, co udało im się stworzyć. Podkreślam, że jestem świadoma, że to tylko szkice, i że nie oczekuję, że ich prace będą skończone i bezbłędne. Studenci powoli otwierają się: albo czytają swoje szkice na głos albo opowiadają o nich. Po każdym „odczycie” jest coraz więcej chętnych do podzielenia się swoim refleksyjnym wpisem z całą grupą.
Kiedy skończymy, zachęcam studentów do tego, aby starali się w miarę możliwości zabierać swój dziennik do parku, aby tam tworzyć swoje dziennikowe wpisy. Następnie całą grupą wracamy spacerem na uczelnię.
O czym piszą moi studenci podczas naszych spacerowych sesji?
Poniżej przedstawiam Wam pomysły na spacerowe zadania, którymi ja dzielę się z moimi studentami na naszych pierwszych jesiennych zajęciach w parku. Każdy z nich zaczyna się następująco:
Znajdź spokojne miejsce w parku, w którym będziesz się czuł komfortowo i w którym będziesz mógł wygodnie usiąść. Weź kartkę papieru i coś do pisania.
Pory roku
Rozejrzyj się uważnie wokół siebie. Skoncentruj się na oznakach obecnej pory roku. Co widzisz kiedy spojrzysz do góry? Co widzisz przed sobą? A co pod stopami? Zanotuj swoje obserwacje.
Spróbuj teraz wyobrazić sobie to miejsce o innej porze roku. Jak by ono wyglądało? Jak inne by było od tego, jak wygląda teraz? Jak byś się wtedy czuł?
Zapisz swoje przemyślenia w dzienniku.
Oczami dziecka
Wyobraź sobie, że znów jesteś dzieckiem. Rozejrzyj się uważnie dokoła. Pamiętaj, że patrzysz na wszystko z perspektywy dziecka. Który element otoczenia najbardziej by Cię zainteresował? Gdzie najpierw skierowałbyś swoje kroki? Co mógłbyś tam robić? Jak mógłbyś się tam bawić? Zapisz swoje pomysły w dzienniku.
Uważny spacer
Rozejrzyj się dokoła. Zwróć uwagę na drobne szczegóły, które Cię otaczają. Co widzisz? Co słyszysz? Co czujesz na swojej skórze? Możesz na chwilę zamknąć oczy, aby jeszcze lepiej wczuć się w otaczający Cię świat. Postaraj się zanotować swoje doznania w dzienniku.
Spacer mojego dzieciństwa
Wróć do czasów swojego dzieciństwa. Zastanów się, gdzie najczęściej spacerowałeś. Spróbuj szczegółowo opisać swój spacer, zaczynając od momentu wyjścia z domu.
Nowy początek
Jesień może być dobrym momentem na nowy początek. Tak jak drzewa zrzucają swoje liście i przygotowują się do wypuszczenia nowych, tak samo i Ty możesz zacząć od nowa. Zastanów się czego nowego chciałbyś podjąć się tej jesieni. Nie musi to być nic wielkiego. Może to być bardzo mała zmiana w Twojej codziennej rutynie. Jaki będzie pierwszy krok w stronę tej zmiany? Zapisz swoje refleksje w dzienniku.
Teraz nie pozostaje nam nic innego jak wybrać jedno z powyższych ćwiczeń, spakować notatnik, coś do pisania, założyć wygodne buty i ruszyć przed siebie, samemu lub razem z Waszymi uczniami. Przyjemnego spaceru!
Pisząc ten artykuł, inspirowałam się i korzystałam z następujących książek i artykułów:
- Smith Whitehouse, B. 2019. Pieszo i beztrosko. O sztuce spacerowania.
- Louv, R. 2005. Ostatnie dziecko lasu.
- Robbins, J. 2020. Ecopsychology: How Immersion in Nature Benefits Your Health.
- Kaplan, S. (1995). The restorative benefits of nature: Toward an integrative framework. „Journal of Environmental Psychology”, 15, 169–182.